niedziela, 4 sierpnia 2013

Not Alone IV

Trzy tygodnie wcześniej...

Popadałem w przygnębienie.
Początki nie wydawały się tak straszne, jednak czułem, że boli mnie taka długa rozłąka. OK, wiem, przyjaciele próbowali mnie pocieszać, ale nie dawało to zbyt wiele, było jedynie przejściowym ukojeniem, lekarstwem na moje smutki.
Przychodziłem do miejsca, które tak kochałem, które sam stworzyłem, dzień w dzień, siadałem przy biurku i tępym wzrokiem wpatrywałem się w drzwi, wyczekując jego powrotu. Każde, choćby najcichsze ich skrzypnięcie powodowało, że podnosiłem głowę, wypatrując go.

W końcu przestałem zupełnie reagować, wiedząc, że to nic nie da. Zamknąłem się w sobie i wykonywałem wszystkie obowiązki jak nudna, szara masa, bez energii i chęci do życia.
Bałem się, mogłem zadzwonić i chociaż posłuchać jego głosu nagranego na automatycznej sekretarce, ale nie, nie zrobiłem tego, ponieważ stałem się... kimś innym.

Kocham go, szaleję za nim i w tym jest cały problem.
Nie potrafię bez niego żyć, to mój osobisty dramat.

Czego oczekiwałem?

Na początku miałem nadzieję, że chociaż zadzwoni, ale odciął się zupełnie ode mnie, nie mając na uwadze tego, że mogę cierpieć. Gdzieś w głębi mnie jeszcze pozostawała wiara w to, że coś się zmieni, że nadejdzie lepsza przyszłość, która miała, jak mi się zdawało, niewielką szansę dodania mi otuchy.
Co mogłoby ją zasilić?
Właśnie on. Jego obecność, tego mi potrzeba.

W tej chwili jestem jakby pogrążony we śnie. Razem tworzyliśmy parę idealną, mieliśmy wspólne priorytety, ale ostatnie wydarzenia zniszczyły je w jego oczach.
Pamiętam, co powiedział: "Nie czuję tego, co kiedyś. Wspieramy się wciąż komputerem, który tworzy wszystko za nas. Muszę odnaleźć sens naszej wspólnej pracy. Potrzebuję przerwy, tak więc odchodzę na jakiś czas. Na jak długo, jeszcze nie wiem."

Początkowo w to nie wierzyłem, ale przekonałem się o prawdziwości jego słów następnego i kolejnego dnia, gdy nie pojawił się przy mnie, witając mnie pocałunkiem.
Sądziłem, że podzielił się ze mną tylko swoimi odczuciami i że nie będzie chciał wcielić w życie tego, o czym mówił, jednak bardzo się pomyliłem w mojej ocenie.
Zrozumiałem, że chodzi tu o coś więcej, o ideę, która tak nam przyświecała, gdy zakładaliśmy zespół. Miał rację - jest mi to naprawdę ciężko przyznać - ale rzeczywiście tak było: praktycznie każda piosenka z naszego ostatniego albumu została przepuszczona przez miksery Joe'ego. Wykorzystaliśmy na nim mnóstwo elektroniki, a to oznaczało, że jeśli padłby nam sprzęt, nie mielibyśmy czego grać. Złapałem jedną z gitar i zacząłem wybierać takie brzmienia, które pasowałyby do siebie.
Cicho grałem, ale czułem, że coś mi nie pasuje. Brakowało tego naturalnie zachrypniętego głosu, który dopełniłby dźwięki. I tekstu, a on pisał je naprawdę dobrze, jeśli nie najlepiej. Brakowało mi właśnie jego. Pragnąłem, by jak najszybciej wrócił.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i zacząłem pisać wiadomość.

"Mam nadzieję, że nie zostawisz nas w takim stanie. Bardzo za tobą tęsknię, uwierz, chciałbym, żebyś wrócił jak najszybciej."

Mikey

"Wyślij". Dotknąłem przycisku, prosząc o to, by jak najszybciej odpowiedział. Zaledwie minutę później poczułem wibracje urządzenia, sygnalizujące jej nadejście.

"Jeszcze o tym pomyślę."

C.

To nie był on, czułem to. Na pewno to napisał, ale zupełnie inaczej niż zwykle. Stał się taki lakoniczny, a swoje myśli formułował dziwnie... Inaczej. Wierzyłem, że w nic się nie wpakował; wszystko to, co działo się dookoła niego wywierało na nim ogromny wpływ, ale był silny. Co się zmieniło? Może uznał, że musi udać się gdzieś indziej, w innym kierunku, że satysfakcja, zadowolenie z siebie, których tak usilnie szuka, znajdują się właśnie tam?
Liczyłem na to, że wróci. Nie obraziłem się na niego, skądże, odczuwałem jedynie bardzo dotkliwie samotność, jaka musiała mi teraz towarzyszyć jako przyjaciółka. Wysłałem mu jeszcze jednego SMS-a.

"It's the worst kind of pain I've know"


Słowa przyszły do mnie same, ja tylko przepisałem je na ekran. Idealnie opisywały to, jak się wtedy czułem. Byłem bezsilny wobec wszystkiego, przez myśl przemknęło mi w pewnym momencie, że może gdybym przestał walczyć z cierpieniem i poddał się, zniknęłoby.
Nic nie jest jednak tak proste, jak mogło się zdawać.
Nawet remedium, które było tak oczywiste - muzyka - nie było w stanie sprawić, bym odrzucił tak negatywne myśli. Moje wewnętrzne ego ostatnio nader często wyrażało swoje prywatne opinie. Wiedziałem, że byłem słaby, nawet bardzo, ale...
Szeptało do mnie: "Może wreszcie z tym skończysz? Pożegnaj się i odejdź. Przecież czujesz, że bez niego to nie ma sensu."
Nie byłem jednak pewien, co moje ego miało na myśli. Odejść można z wielu miejsc, ale sądziłem, że chodziło mu najprawdopodobniej o definitywne zakończenie kariery muzycznej.
Jestem tchórzem. Nie zrobię sobie w ten sposób krzywdy, zespół zbyt wiele dla mnie znaczy, jest mi tu zbyt dobrze, abym porzucił to wszystko tak po prostu.
Postanowiłem, że jeszcze zaczekam, bo cóż innego mi pozostało?

Wiem.
Mam jeszcze nadzieję. To ona pozostanie przy mnie do samego końca.
----------------------------
Punkt widzenia Mike'a w całej tej sytuacji wydał mi się czymś bardzo ważnym... Jego przemyślenia są słusznym elementem tej układanki.

6 komentarzy:

  1. To, że uwielbiam wszystkie Twoje teksty chyba już wiesz. Tutaj bardzo podoba mi się punkt widzenia Mike'a, jego osobiste przemyślenia. Opisałaś je w bardzo realny sposób. Ogólnie wszystko jak zawsze jest genialne i niesamowite. I życzę mnóstwa weny, bo z pewnością się przyda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przemyślenia Mike'a są w tej sprawie bardzo ważne, przecież Shinoda drugi człon wyrazu "Bennoda", wokół którego kręci się opowiadanie :)
    Do tego genialnie, delikatnie i przede wszystkim REALNIE napisane, nie pozwalają oderwać oczu od ekranu.
    Pozdrawiam

    PS.-Czwarty rozdział: my-own-paranoia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodobał mi się ten Mike'owy punkt widzenia. Strasznie mi go szkoda. Nie ma nic gorszego, niż właśnie takie lakoniczne odpowiedzi. Mimo wszystko, Spike nie powinien się poddawać. Być może Chester potrzebuje trochę czasu; chce nabrać dystansu i oddechu.

    Zapraszam na nowy rozdział u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na szósty rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka! Nadrabiam zaległości po wyjeździe. :D Naprawdę bardzo podobał mi się ten rozdział. Przemyślenia Mike'a były takie... Poruszające. Baardzo realnie to napisałaś. Wszystkie twoje teksty są napisane w ten sposób, co jest naprawdę niezwykłe.
    W międzyczasie zapraszam Cię na: http://myshadowoftheday.blogspot.com/
    Dodałam dzisiaj kolejny rozdział. Jeżeli będziesz miała czas i ochotę, to możesz zajrzeć.
    Życzę weny na kolejne rozdziały. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż mi głupio się tak reklamować, ale przynajmniej naprawię błąd z komentarza z 10 sierpnia: zapraszam na 6 rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń